
Wulgaryzmy są nieodłącznym elementem rapu. Każdy szanujący się słuchacz pamięta chwile, gdy będąc dzieckiem, w ukryciu przed rodzicami słuchał swoich pierwszych idoli. Dość często posługiwali się oni słowami zaczynającymi się na k, p, j czy ch. Dziś, choć rap w Polsce ma już ponad 25 lat, wulgaryzmy wciąż pozostają tematem tabu. Dlaczego? Jak to wpływa na rozwój gatunku?
W świadomości społecznej wciąż obecne jest przekonanie, że jesteśmy kulturalni do szpiku kości. Gdy spóźniamy się na autobus, rzucamy z ust co najwyżej „motyla noga” i z uśmiechem pełnym godności czekamy na kolejny. Kolejka na poczcie czy w urzędach też wzbudza w nas wyłącznie pozytywne emocje. Z drugiej strony żyjemy w kraju, w którym płyty z rapem, pełne wulgaryzmów, są najlepiej sprzedającymi się wydawnictwami spośród wszystkich dostępnych gatunków. Słuchaczy rapu można znaleźć dziś nie tylko na podsklepowych murkach szarych blokowisk. W dużej mierze są oni częścią społeczności akademickiej, przedstawicielami mediów, kultury, sztuki czy też pracownikami międzynarodowych korporacji. Ludzie ci w domu, komunikacji miejskiej, samochodzie słuchają treści zawierających „słowa wyklęte”. Czy to w jakikolwiek sposób umniejsza ich kulturze lub pojmowaniu pozycji społecznej? Przykład języka używanego, m.in. na taśmach Wprost, pokazuje, że nie ma to ze sobą większego związku. Dotyczy to nie tylko świata polityki, ale każdej ze sfer w których istniejemy. Język potoczny towarzyszy nam codziennie.
Mimo to wciąż istnieje przekonanie, że to właśnie słuchacz rapu jest tzw. patusem z nieskończoną podstawówką, ewentualnie gimbusem nieświadomym swoich działań. Media serwujące słuchaczom rap są zmuszone do cenzury wszystkiego, co nie spodoba się panom zza stołu w KRRiT. M.in. dlatego relacje między przedstawicielami branży hip-hopowej a mediami charakteryzują się niezrozumieniem i znaczącą rozbieżnością interesów. W najgorszym wypadku współprace kończą się przekonaniem, że te dwa odmienne światy na dłuższą metę nie mają prawa współistnieć.
Może to właśnie z tego powodu raperzy tak bardzo polubili Internet, a Internet tak bardzo polubił raperów. Dziś to właśnie przedstawiciele tego „wyklętego” przez tradycyjne media gatunku, królują w sieci. Odsłony klipów, lajki i komentarze niosą za sobą intratne propozycje reklamowe. Większy komfort przy tworzeniu nowych nagrań, profesjonalizacja działań promocyjnych i intensywność wydawanych płyt sprawia, że raperzy będący na szczycie branżowej drabiny, z pogardą patrzą na radio, prasę czy telewizję. Przykład? Obecnie coraz więcej osób decyduje sie na zastępowanie wywiadów wideokonferencjami, na których można bezpośrednio odpowiedzieć, choćby na pytania fanów. Nierzadko zasięg nowych rozwiązań przekracza słuchalność/oglądalność rzekomo popularnych i dających promocję programów w radiu czy TV.
Jeśli ludzie mediów nie zrozumieją, że słuchacz rapu w dużej mierze sceptycznie podchodzi do cenzury, mogą pożegnać się ze sporym gronem odbiorców. Ta grupa ciągle rośnie, co widzą reklamodawcy coraz częściej przenosząc swoje pieniądze do Internetu. W innym wypadku, parafrazując Tego Typa Mesa, branżowe produkcje w mediach będą bardziej kierowane do „starców, kierowców, żon i do matek, ale nie do obcujących z rapem”. A to mija się z celem.
Autor: Tomasz Loewnau
Korekta: Zuzanna Smulska
Pingback: SKARGI NA WULGARYZMY – SŁUSZNA REAKCJA? – RapNau – blog o promocji muzyki