Każdy urok da się odczynić


„Ósme życie” gruzińskiej autorki Nino Haratischwili to powieść, która zbiera świetne recenzje. Drugi tom książki własnym nazwiskiem na okładce polskiego wydania sygnuje dziennikarz Marcin Meller – entuzjasta literatury i Gruzji. Na ten tom, po przeczytaniu pierwszego, czekałam (z nieukrywaną niecierpliwością) kilka miesięcy.

Historia opisana przez Harataschwili opowiada o losach gruzińskiej rodziny Jaszich, od początków XX wieku, aż do czasów współczesnych. Bohaterkami są kolejne kobiety – matki, żony, córki, zaś osią opowieści, prócz więzów krwi, staje się produkowana przez protoplastę rodu wyśmienita czekolada, skądinąd przynosząca nieszczęście. Brzmi to dość baśniowo, choć próżno szukać tu morałów (i dobrze), próżno też szukać realizmu magicznego. Wszystkie elementy quasi-fantastyczne, które pojawiają się w powieści funkcjonują w sferze niedopowiedzeń: część z nich można uznać za objawy demencji jednej z bohaterek, w którą stara się wczuć narratorka, część zostaje sprofanowana chłodnym racjonalizmem. I tak oto Stazja, niespełniona baletnica, widzi zmarłych grających w karty, a przynajmniej tak twierdzi, zaś Brilka wylewa „nieszczęsną” gorącą czekoladę do zlewu, sugerując, ze każdy urok da się odczynić.

Pierwszy tom „Ósmego życia” ma wszystkie znamiona znakomitej sagi. Narracja sprawia wrażenie kobiecej, ze szczególną wrażliwością narratorki w postrzeganiu świata. Bohaterowie wrzuceni są w wir szalonych i najbardziej skrajnych przemian politycznych, a więc też społecznych, XX wieku. Wojny i rewolucje stają się tłem i determinantem zachowań jednocześnie. W I tomie ta monumentalna, a zarazem lekka w odbiorze konstrukcja, okraszona jest po równo: emocjonującymi wydarzeniami z udziałem bohaterów: romansami i dramatami rodzinnymi, ale też tym, co zwykliśmy nazywać „prozą życia”, niespełnionymi ambicjami, zderzeniem marzeń z rzeczywistością – najpierw wojenną, później socjalistyczną.

I właśnie zależność Gruzji od ZSRR staje się tłem wydarzeń drugiego tomu. Tutaj jednak wspaniały potencjał powieści nie zostaje wykorzystany w pełni. Barwni dotąd bohaterowie popadają w marazm, nowe postaci zaś wydają się być przerysowane. Historie sprawiają wrażenie nastawionych na szokowanie, pobudzanie emocjonalnych reakcji czytelnika. To, co w pierwszym tomie subtelne, nadające akcji wartkości, w drugim – wlewa się już szerokimi korytami. Brakuje wyważenia. Również język, którego prostota była dotąd atutem, sprawia chwilami wrażenie niechlujnego, pośpiesznego, przywodząc na myśl raczej masowe produkcje wydawnictwa Harlequin niż dobrą literaturę kobiecą.

Powieść Harataschwili została podzielona na dwa tomy w niezrozumiały sposób. Polskie wydanie pierwszego tomu ukazało się w maju, drugiego – w październiku. Pierwszy liczy 582 strony, drugi – 655. Różnica pozornie niewielka, ale spójrzmy na interlinię i marginesy:

Polskie wydania są tłumaczeniem z niemieckiego oryginału, trudno więc obarczać wydawnictwo za ten nie do końca jasny podział, natomiast „upychanie” tekstu w tomie objętościowo zbliżonym do pierwszego nie pozostaje bez wpływu na jakość odbioru.  Niestaranna praca korektora (liczne literówki) to prawdopodobnie skutek pośpiechu. Być może wydawnictwo nie spodziewało się tak dużego sukcesu pierwszej części powieści. Być może nie spodziewała się go sama Haratischwili. Tymczasem im bliżej końca, tym bardziej wyczuwa się znużenie narracją. Można odnieść wrażenie, że na pewnym etapie pisania, autorka poczuła się przytłoczona monumentalnością własnego dzieła, co uniemożliwiło jej rozwinięcie pełni swoich literackich możliwości.

Autor: Hanna Łozowska

Korekta: Zuzanna Smulska

Dodaj komentarz