Lubawa – niewielkie miasteczko, leżące w powiecie iławskim (warmińsko-mazurskie). Miejsce, mogące pochwalić się historią sięgającą XIII wieku. Mało kto wie, że podczas okupacji przez wojska III Rzeszy w latach 1939-1945, miejscowość ta zapisała się na kartach historii jako miejsce kaźni około tysiąca dzieci z polskich ziem.
W 1940 roku w lubawskim więzieniu przy ulicy Grunwaldzkiej powstał „tajny obóz karny dla młodocianych”. Do obozu trafiali chłopcy w wieku od 10 do 17 lat – z Torunia, Gdańska, Warszawy, Poznania, Bydgoszczy, a także z powiatu nowomiejskiego. Chłopcy osadzani w obozie byli przede wszystkim synami polskich działaczy społecznych i politycznych, ale znaleźli się wśród nich nastolatkowie zmuszani do pracy w niemieckich przedsiębiorstwach, sabotujący pracę poprzez spóźnianie się lub kradzież narzędzi. Zdarzały się ciężkie przewinienia, jak obrabowanie niemieckiego żołnierza, a czasem błahe: jeden z chłopców trafił do obozu za śpiewanie piosenki satyrycznej na temat Hitlera, a inny za poczęstowanie jeńców papierosami. Szacuje się, że jednorazowo przebywało w obozie 100-160 chłopców.
Jak wyglądał dzień więźnia? Świeżo przybyli nowicjusze byli poddawani próbie: zajmowali się wyplataniem sznurów z celofanu oraz rąbaniem drewna. Później kierowano ich do pracy w miejscowym tartaku, przetwórni owocowo-warzywnej czy miejscowych posiadłościach baumanów (niemieckich chłopów). Kto nie przeszedł próby, nie nadawał się do ciężkiej pracy. Osoba taka nie dostawała odpowiednich racji żywnościowych, co sprowadzało na nią choroby, a w konsekwencji śmierć. Zdarzało się, że chorowity chłopiec był mordowany od razu. Praca trwała od wczesnego ranka do późnego wieczora, a odbywała się w obecności strażników-wachmanów.
Podczas dnia roboczego więzień otrzymywał: kawałek chleba, kubek kawy parzonej z żołędzi i zupę z brukwi. Wartość kaloryczna posiłku nie była w żaden sposób adekwatna do wykonywanej pracy. Oprócz skromnej racji żywnościowej więźniowie musieli uporać się z sadyzmem strażników obozowych. Bito za najdrobniejsze przewinienia, jak używanie języka polskiego czy niedokładne wysprzątanie celi. Komendant obozu posiadał szczególny „rekwizyt”, którym znęcał się nad więźniami – XIX-wieczną kłódkę zamocowaną na długim łańcuchu. Chłopcy przykuwani byli również na kilka dni rękoma do podłogi. Zdarzały się też egzekucje, a zwłoki nieszczęśników były wywożone do ostródzkiego jeziora.
Jednym z ocalałych był Teodor Miklas, szesnastolatek osadzony w obozie za kradzież… trzech jaj. Do Lubawy trafił w 1943 roku, będąc już weterenem odsiadek w gestapowskich aresztach. Opisuje on „rozrywki”, jakie upodobał sobie jeden ze strażników, Emil Eberl. Jedną z nich miało być rzucanie pękiem kluczy w więźniów za to, że w czasie spaceru obejrzeli się za siebie. W przypadku trafienia więźnia „zabawa” kończyła się. Jeżeli zaś nie trafił, ten, w kierunku którego klucze były rzucone, musiał je podnieść, przy czym otrzymywał cios pięścią w szczękę, nieraz tak silny, że powodował odbicie tkanek mięsnych, a następnie ropienie dziąseł.
Hilary Sawicki, także ocalały, pracował przy piłowaniu i cięciu drewna. W przypadku niewykonania normy chłopcy nie otrzymywali posiłku. Po dwóch tygodniach przeniesiono go do kopania rowów melioracyjnych. Pamięta, że Polak, który próbował przemycić dla więźniów żywność został zastrzelony przez wachmana.
Więzienie dla dzieci w Lubawie istniało do końca 1944 roku. Nie wiadomo, ile osób poniosło w nim śmierć, ponieważ te, które uznano za pełnoletnie, przewożono do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Tym, którym udało się przetrwać pobyt w Lubawie, zafundowano w styczniu 1945 roku pieszy marsz do Iławy, gdzie czekał pociąg towarowy. Dwutygodniowa podróż zakończyła się w pobliżu miasta Zelle, a chłopcy zostali zmuszeni do budowy pobliskiego lotniska. Sowieci wkroczyli na ten teren dopiero w kwietniu 1945 roku.
Dzieciom-więźniom „tajnego obozu karnego” postawiono obelisk z tablicą pamiątkową. Znajduje się on obok budynku dawnego więzienia. Lubawski obóz jest jednym z tysięcy przykładów okrucieństwa wojny, sadyzmu i zwyrodnialstwa sprawców. Była to forma eksterminacji wymierzona przede wszystkim w elitę społeczeństwa polskiego, bowiem, jak już wcześniej wspomniałam, większość dzieci pochodziła z rodzin o tradycjach patriotycznych, angażujących się w życie społeczne i kulturalne. Okupanci ścięli kwiat naszego narodu.
Autor: Magdalena Wałkuska
Korekta: Kinga Perużyńska